Pozostawała ostatnia przeszkoda – jak zawsze groźna kolaudacja. O filmie mieli dyskutować przedstawiciele partii i ministerstwa. Plotka głosiła, że przewodniczący komisji Jerzy Lewiński po projekcji biegnie zawsze do toalety. Po powrocie, zanim wypowie swoją opinię, może wysondować nastroje oficjeli. I tak się stało: rozbłysło światło, a Lewiński pospiesznie podążył do w.c. Kiedy wrócił, zastał raczej przychylne reakcje. Tylko najwyżej postawiony przedstawiciel partii nalegał, by nadać filmowi bardziej wyraźne zakończenie. „Albo niech wracają do domu, albo niech idą na milicję – powtarzał – to albo to”. Myśl, że widownia mogłaby sama wyciągnąć wnioski z opowiadania, wydawała mu się bluźnierstwem: zakończenie musiało być „pozytywne” albo „negatywne” , zawsze lepiej to pierwsze. Bossak zasugerował wycięcie dwóch ujęć z ostatniej sceny, żeby złagodzić jej dwuznaczność. To wystarczyło, by uspokoić oficjeli.