Interpretacja wszelakich plebiscytów i rankingów wiąże się z istotnym ryzykiem – folgowania bookmacherskim emocjom i retoryce właściwej komentatorom sportowym. Trzeba zatem baczyć na język opisu – by nie popaść w emfazę sformułowań w rodzaju „Fellini wyrwał ostro do przodu i wyprzedził o trzy okrążenia Kubricka” czy „Has utrzymał pozycję na podium medalowym, i to pomimo zaskakującego awansu Koterskiego do ścisłej czołówki”. Takie opisy nie przyniosą nam istotnej wiedzy na temat wyników – choć uwag o tym, „kto w górę, kto w dół” nie da się przecież uniknąć.
Najpierw słowo wyjaśnienia: w dwóch „głównych” listach („Najlepsze filmy” i „Najlepsze filmy polskie”) wyróżniliśmy 12 miejsc, ujawniając zarazem wszystkie filmy, które uzyskały powyżej 12 głosów; na każdej liście jest to ok. 60-70 tytułów (dalej będę określał te zestawienia jako „podstawowe”). Na osobnym wykazie umieszczono – rezygnując już z formuły rankingu – pozostałe tytuły, które otrzymały przynajmniej dwa umowne „punkty” (decyzja ta wynikła z obserwacji, iż wykaz wszystkich filmów wymienianych przez ankietowanych byłby bardzo długi – łączny wykaz obejmuje bowiem ponad 900 tytułów zagranicznych i ponad 400 polskich).
Co zwraca uwagę przy choćby pobieżnym oglądzie list „podstawowych”? Z pewnością brak dokumentów (na liście „najlepsze filmy” pojawia się tylko Człowiek z kamerą) i animacji (w zestawieniu „najlepsze filmy polskie” znalazło się jedynie Tango – choć, pomimo oscarowych laurów, nie jest to film animowany w ścisłym tego słowa znaczeniu). Formy niefikcjonalne były oczywiście wzmiankowane przez uczestników projektu – ale na tyle nielicznych, że zostały sklasyfikowane w puli „poniżej 12 zgłoszeń”. Oddajmy zatem sztuce dokumentu sprawiedliwość i powiedzmy, że wymieniane były następujące tytuły: Człowiek z Aran Roberta J. Flaherty’ego, Shoah Claude’a Lanzmanna, Baraka Rona Fricke oraz Smutek i litość Marcela Ophülsa, zaś z filmów polskich: Muzykanci Kazimierza Karabasza, Usłyszcie mój krzyk Macieja Drygasa, Wszystko może się przytrafić Marcela Łozińskiego oraz Miejsce urodzenia Pawła Łozińskiego. Trzeba jednak powiedzieć, że pod względem stopnia (nie)uwzględniania dokumentów i animacji nasze listy nie różnią się znacznie od innych, przywoływanych już zestawień.
***
Przyjrzyjmy się dwunastce z listy „Najlepsze filmy”. Co łączy tytuły, które uzyskały najwięcej wskazań? Powiedziałbym: wyraziste postaci w wykonaniu wybitnych aktorów (przy czym formuła ta nijak się ma na przykład do 2001: Odysei kosmicznej – chyba, że za „wyrazistą postać” uznamy komputer pokładowy HAL w interpretacji Douglasa Raina). W kilku filmach z czołówki (w najmniejszym stopniu chyba w Obywatelu Kane) szczególną rolę odgrywa także muzyka – nie tylko „musical scores”, w rodzaju wspaniałych partytur Nino Roty, ale też na przykład „numery sceniczne”: występ The Yardbirds w Powiększeniu czy piosenki w wykonaniu Marylin Monroe u Wildera.
Przykładając do „naszej” listy wyniki ankiety „Sight and Sound” z 2012 r., łatwo dostrzec, że w „dziesiątce” brytyjskiego magazynu uwzględniono pięć tytułów (Opowieść tokijska, Reguła gry, Wschód słońca, Poszukiwacze, Męczeństwo Joanny d’Arc), które wśród ankietowanych znad Wisły nie zyskały 12 głosów. Z kolei znaczna część „filmów najlepszych” z naszej listy pojawia się wprawdzie w ankiecie brytyjskiego magazynu, ale na znacznie odleglejszych miejscach (Pół żartem, pół serio oraz Pulp fiction), niekiedy wręcz poza pierwszą „setką” (Powiększenie, Dawno temu w Ameryce); Amadeusza zaś na liście „Sight and Sound” nie ma w ogóle!
Także w porównaniu z plebiscytem „Kwartalnika Filmowego” z 1995 r., nasze zestawienie wydaje się znacząco inne. W pierwszej dwudziestce powtarza się u nas ledwie osiem filmów „kwartalnikowych”: Osiem i pół, Obywatel Kane, Powiększenie, Lot nad kukułczym gniazdem, Kabaret, Andriej Rublow, Tam, gdzie rosną poziomki oraz Rashomon. Nie ma natomiast filmów wyróżnianych przed dwudziestu laty: Nietolerancji, Gorączki złota, Męczęństwa Joanny d’Arc, Pancernika Potiomkina, Siódmej pieczęci, Komediantów, Popiołu i diamentu, Szeptów i krzyków, Viridiany oraz Śmierci w Wenecji.
Ogólnie rzecz biorąc, czołówka naszego zestawienia może wydawać się ostentacyjnie „nieeuropejska” (choć aż siedem tytułów zostało wyreżyserowanych przez twórców pochodzących ze Starego Kontynentu) – znalazło się nań mianowicie aż osiem filmów amerykańskich (a ogółem dziesięć anglojęzycznych – Powiększenie i 2001: Odyseja kosmiczna są bowiem nominalnie produkcjami brytyjskimi). Co ciekawe, trójka reżyserów – Fellini, Coppola i Forman – wzmiankowana została na tej „krótkiej liście” dwukrotnie, przy czym w wypadku dwóch ostatnich twórców chodziło właśnie o ich filmy amerykańskie. Gdy jednak spojrzymy na wszystkie „najlepsze filmy” z listy podstawowej, wniosek o dominacji kina amerykańskiego przyjdzie szybko zweryfikować: na 68 wymienionych filmów, większość (36 tytułów) powstało poza USA, głównie – rzecz jasna – w Europie.
Ten sposób oglądu można uzupełnić jeszcze innym – na dwanaście tytułów z czołówki, trzy zostały zrealizowane przez Włochów, a trzy kolejne – przez reżyserów o włoskich korzeniach (Coppola i Tarantino). Spostrzeżenie to mogłoby wydawać się kazuistyką gdyby nie fakt, że również poszerzony „ranking” potwierdza szczególną pozycję włoskiego kina. Powyżej 12 głosów oddano na cztery filmy Felliniego (poza Osiem i pół i Amarcordem są to: Słodkie życie i La Strada) oraz trzy Antonioniego (prócz Powiększenia – także Przygoda i Zawód: reporter). Słabo reprezentowany jest natomiast neorealizm, który również w rankingach „Sight and Sound” systematycznie traci swą pozycję – nad czym boleję (także dlatego, że we własnej ankiecie nie mogłem przecież nie uwzględnić Złodziei rowerów!) i w co wręcz trudno mi uwierzyć, zważywszy na własne doświadczenia dydaktyczne (studenci znakomicie bowiem reagują na nie tylko na De Siką, ale też późniejsze filmy Rosselliniego).
Dominacja amerykańsko-włoska jest szczególnie wyraźna na tle skromnej reprezentacji kina azjatyckiego – na liście odliczają się zaledwie cztery tytuły z tego kontynentu: „Spragnieni miłości” oraz trzy filmy Kurosawy. Tym samym znalazł się on w ekskluzywnej grupie twórców, których kilka filmów weszło na listę główną. Z prezentacji „najlepszych reżyserów” celowo zrezygnowaliśmy (czy pozycja na niej miałaby zależeć od liczby wymienianych tytułów, czy ich umiejscowienia w „rankingu”?), ale rzut oka na listę najlepszych filmów pozwala dostrzec, że sporo wskazań padło także na filmy Bergmana, Kubricka, Tarkowskiego i Hitchcocka. A wliczając filmy, które uzyskały poniżej 12 głosów, wśród najczęściej przywoływanych twórców znaleźliby się także: z Europejczyków – Bertolucci, Bresson, Buñuel, Godard, Haneke, Herzog, Forman, Polański, Truffaut, von Trier i Visconti; z reżyserów amerykańskich zaś – Allen, Altman, Chaplin, bracia Coen, Ford, Lynch, Scorsese, Spielberg, Ridley Scott i Weir (dwaj ostatni to, odpowiednio, Brytyjczyk i Australijczyk, ale realizujący filmy głównie w USA).
O ile nie powinno dziwić, że większa część listy obejmuje tytuły ze „złotego okresu” lat 60. i 70., o tyle słaba obecność filmów starszych może zaskakiwać. Na całej liście produkcji, które w naszej ankiecie zdobyły powyżej 12 głosów, jest tylko pięć filmów niemych: dwa Chaplina (Gorączka złota i Światła wielkiego miasta), dwa filmy sowieckiej szkoły montażu (Człowiek z kamerą oraz Pancernik Potiomkin), a także – jako jedyna produkcja niemiecka! – Metropolis. Nie lepiej jest zresztą, gdyby przeanalizować listę tytułów, które otrzymały mniej niż 12 umownych „punktów” – na tym wykazie, bardzo długim zresztą, znalazło się ledwie 8 filmów niemych (m.in. Męczeństwo Joanny d’Arc, które plasowało się bardzo wysoko w ankiecie „Kwartalnika…” sprzed dwudziestu lat).
***
O ile na liście światowej różnica oddanych głosów na Osiem i pół i Obywatela Kane była niewielka, o tyle na liście polskiej dystans „punktowy” między Ziemią obiecaną a Rękopisem znalezionym w Saragossie był olbrzymi (arcydzieło Wajdy było wymieniane w zdecydowanej większości ankiet, często na miejscu pierwszym). Nietrudno powiedzieć, co łączy oba filmy – epicki sznyt i monumentalna widowiskowość (choć w każdym z wypadków realizowana w inny sposób i służąca odmiennym celom – Ziemia obiecana portretuje przestrzenie i zaludniających je bohaterów w sposób naturalistyczny, Rękopis… natomiast grawituje ku oniryzmowi). Obserwacji tej nie można rozciągnąć na kolejne filmy „dwunastki” – są wśród nich bowiem realizacje kameralne, wręcz introspekcyjne (Nóż w wodzie, Pociąg, Dzień świra, Ida).
Co jeszcze zwraca uwagę w zestawieniu „najlepsze filmy polskie”? Z pewnością obecność komedii – gatunku, w którym polskie kino miało (chyba trzeba użyć czasu przeszłego…) czym się pochwalić. Świadczą o tym także wzmiankowane wcześniej sondaże „vox populi”, wśród których komedie – zwłaszcza filmy Stanisława Barei – reprezentowane są w większej ilości, a niekiedy lokują się na podium medalowym. W naszej ankiecie Miś – film o bardzo złożonej i misternie rozplanowanej dramaturgii – znalazł się na 24 miejscu, do „dwunastki” wszedł natomiast Rejs, któremu najwyraźniej nie zaszkodziło ujawnienie w 2007 r. agenturalnej przeszłości reżysera.
Mocny człowiek był jedynym filmem sprzed II wojny światowej, który został wymieniony przez więcej niż jedną osobę. Najstarsze polskie filmy z listy podstawowej zostały nakręcone w 1957 roku (Kanał i Człowiek na torze). W „dwunastce” odliczają się po dwa tytuły Andrzeja Wajdy, Wojciecha Jerzego Hasa i Jerzego Kawalerowicza; gdyby zaś spojrzeć na całą listę „podstawową”, wskazania przedstawiają się następująco: osiem filmów Wajdy (co potwierdza jego wyjątkową pozycje w polskim kinie), sześć Kieślowskiego, pięć Hasa i cztery Kawalerowicza. Trzykrotnie w zestawieniu tym można trafić na filmy Konwickiego, i tyleż samo… Smarzowskiego, który najwyraźniej zyskał już status „klasyka”.
Zaskoczenia? Niewielka ilość głosów oddanych na filmy Skolimowskiego, niewątpliwie najważniejszego przedstawiciela polskiego kina nowofalowego (warto upowszechniać ten termin!); przypuszczałem także, że na liście „podstawowej” znajdzie się Magnat Bajona.
***
Przyjrzyjmy się teraz wynikom zestawień „branżowych”. Jeśli chodzi o „najlepsze filmy”, różnice pomiędzy „listą twórców” a „listą popularyzatorów” są stosunkowo niewielkie: na tej pierwszej nie ma Śmierci w Wenecji, Pikniku pod wiszącą skałą i Wielkiego piękna, na drugiej nie znajdziemy z kolei Białej wstążki, Idź i patrz oraz Listy Schindlera. Tych osobliwości nie potrafię w przekonujący sposób wyjaśnić – na liście popularyzatorów są bowiem filmy uchodzące za znakomite warsztatowo (Trzeci człowiek czy Chłopcy z ferajny), twórcy zaś wskazywali także filmy uznawane za przykłady kina „dla krytyków” właśnie (Przygoda i Zmierzch bogów).
Nieco ciekawsze wydaje się porównanie mniejszych list „branżowych” (reżyserzy, krytycy, filmoznawcy). O ile zarówno wśród reżyserów, jak i krytyków na pierwszym miejscu znalazło się Osiem i pół, o tyle na liście filmoznawców zwyciężyło Powiększenie (26 punktów „filmoznawczych” i tylko 9 wskazań wśród reżyserów). Z kolei „filmem reżyserów” okazał się zdecydowanie Amarcord (15 głosów), którego nie ma w ogóle na liście filmoznawczej. Na szóstym miejscu listy reżyserskiej znalazły się z kolei dwa filmy Tarkowskiego: Andriej Rublow i Zwierciadło, a w „dziesiątce” zmieściło się także Ofiarowanie (żadnego z tych tytułów nie wymieniali filmoznawcy – choć na ich liście uwzględniono Stalkera).
U krytyków zwraca uwagę wyróżnienie Rashomona, którego brak na listach reżyserów i filmoznawców (!). U tych ostatnich z kolei znalazło się nieco więcej tytułów z historii kina (cztery filmy nieme, w tym Męczeństwo Joanny d’Arc – na 7 miejscu). Ta lista jest także nieco bardziej „francuska” (filmoznawcy jako jedyni wymieniali Do utraty tchu oraz Zeszłego roku w Marienbadzie); ponadto sporo głosów oddano na Trzeciego człowieka (który nie był wskazywany ani przez krytyków, ani reżyserów) i Śmierć w Wenecji (cenioną także w grupie reżyserów). Filmoznawcy ostrożniej faworyzowali filmy Formana (znalazły się one na niższych pozycjach niż na liście „ogólnej”), częściej oddając głosy na filmy Kubricka.
Również w wypadku list „polskich” porównanie wskazań twórców i popularyzatorów obala przeświadczenie o drastycznych różnicach preferencji filmowych pomiędzy tymi grupami zawodowymi. W czołówce wskazań popularyzatorów nie ma czterech tytułów (w tym Iluminacji i Ucieczki z kina Wolność), które znalazły się na liście twórców. Ci ostatni rzadko wyróżniali Misia (najwyraźniej, pojmowanie „bareizmu” jako synonimu tandety jest wśród nich nadal rozpowszechnione) oraz filmy Smarzowskiego – w grupie popularyzatorów chętnie wymieniano jego Różę, Dom zły i Wesele – preferencja dla tych tytułów może wynikać także z faktu, iż w tej grupie ankietowanych dominowały osoby młodsze (o czym będzie jeszcze mowa).
Drobne różnice pojawiają się także pomiędzy listami reżyserów, filmoznawców i krytyków. Na tej pierwszej brak Dnia świra; ponadto, zamiast Barw ochronnych (chętnie wymienianych zarówno przez krytyków, jak i akademików) uwzględniona została Iluminacja. Na liście krytyków zwraca uwagę sporo wskazań na Przesłuchanie, które nie znalazło się na dwóch pozostałych listach „branżowych”. Z kolei filmoznawcy wymieniali częściej Amatora (który – to dość zaskakujące – nie zmieścił się w ani w „dziesiątce” reżyserów, ani krytyków) oraz Nóż w wodzie (31 wskazań filmoznawców, 13 wskazań „reżyserskich”).
***
Zestawienia „branżowe” nie pozwalają mówić o istotnych różnicach wynikających z wykonywanej profesji. Ujawniają się one natomiast – w stopniu wręcz radykalnym – w porównaniach list „wiekowych” – co jest chyba najważniejszym, a przecież także łatwym do przewidzenia, wynikiem naszej ankiety.
I tak, na „top 12” sporządzonej dla wskazań osób powyżej 60 roku życia znalazło się łącznie 28 tytułów; tylko połowa powtarza się na liście „do lat 40”. Nie oznacza to, że ta ostatnia jest, jak można by się spodziewać, „bardziej amerykańska” – powiedziałbym, że jest „amerykańska inaczej”. Owszem, nie ma na niej kilku popularnych filmów „made in USA”: Dawno temu w Ameryce, Dwunastu gniewnych ludzi, Pół żartem, pół serio (!), Casablanki ani W samo południe (nie od rzeczy byłoby pewnie założyć, że te ostatnie tytuły przywołują wśród starszych ankietowanych nostalgiczne wspomnienia lat młodości). Ale zarazem młodsi ankietowani wyróżniali Podziemny krąg, Forresta Gumpa (naiwnie sądziłem, że to już film kompletnie zapomniany) i… Aż poleje się krew.
Nie jest chyba zaskoczeniem, że starsi ankietowani generalnie rzecz biorąc nie wymieniali filmów zrealizowanych w ostatnich dwóch dekadach – natomiast aż pięć takich tytułów trafiło na listę uwzględniającą ankietowanych „do czterdziestki”. Z drugiej jednak strony, w tym ostatnim wykazie znalazło się także Metropolis – jako jedyny film nakręcony przed II wojną (nieobecny na liście starszych ankietowanych); najwyraźniej, rockowa ścieżka dźwiękowa Giorgio Morodera oraz teledysk „Radio Ga Ga” zespołu Queen pomogły w „ukultowieniu” filmu Langa.
Gdyby ankietę główną przeprowadzać wyłącznie wśród osób z grupy wiekowej do lat 40, czołówka najlepszych filmów wglądałaby zupełnie inaczej: Osiem i pół i Obywatel Kane wylądowałyby (ex aequo) na piątym miejscu, bezapelacyjnie wygrałoby zaś Pulp Fiction – tytuł, który w ogóle nie dostał się na listę wykonaną na podstawie wskazań ankietowanych powyżej 60 roku życia! Na liście tych ostatnich nie ma także filmów z miejsca szóstego listy „do czterdziestki”: Mechanicznej pomarańczy ani Wielkiego piękna (fakt, iż ten pretensjonalny film znalazł się w tym wykazie ex aequo z arcydziełem Kubricka uważam za psikus złośliwego statystyka!). Młodsi nie wzmiankowali także Fanny i Alexandra ani Siódmej pieczęci Bergmana (choć zadziwia fakt, że na liście „do 40 lat” znalazł się inny jego film, Tam, gdzie rosną poziomki, który nie został uwzględniony na liście „60+” !).
Podobne różnice zaobserwować można porównując listy „polskie”. Na składającym się z siedemnastu tytułów „top 12” ankietowanych powyżej 60 roku życia jest tylko siedem, które znalazły się także na liście „poniżej czterdziestki”. Przez młodszych ankietowanych znacznie wyżej ceniony jest Pociąg i Dzień świra; wśród starszych: Eroica i Sanatorium pod klepsydrą. Dwa ostatnie filmy w ogóle nie znalazły się na liście „poniżej 40” – podobnie jak Kanał, Matka Joanna od Aniołów, Zezowate szczęście, Człowiek z marmuru, Potop, Wesele Wajdy oraz Sól ziemi czarnej (z czego wysnuć można wniosek, że tematyka historyczna – przynajmniej ta w wydaniu mistrzów polskiego kina – mniej trafia w gusta tej grupy wiekowej). Na zestawieniu powstałym według wskazań młodszych uczestników projektu liczniej reprezentowany jest natomiast Kieślowski: Przypadek i Amator były rzadziej wskazywane na liście „60+”. Na tej ostatniej znalazł się tylko jeden film powstały po 1989 roku – Ida (młodsi ankietowani jako „najlepsze filmy polskie” wymieniali także Dzień świra, Psy, Dług, Różę i Wesele – ale Smarzowskiego).
***
Przyglądając się listom, każdy zapewne bez trudu wyliczy tytuły, których brak odczuwany być może jako dotkliwy. Również ja ośmielę się zgłosić własne pretensje. Dlaczego Mocny człowiek Szaro nie został właściwie doceniony? Czy naprawdę tylko ja wzruszam się na Małych dramatach Nasfetera? Jak możliwa jest historia polskiego kina bez Elementarza Wiszniewskiego? Dlaczego nikt nie uznał za stosowne, by wyróżnić Posadę Olmiego? Gdzie podziało się Wszystko w porządku Godarda? I czy naprawdę na życzliwszą pamięć nie zasługuje Doktor Strangelove Kubricka?
Zaraz, zaraz… Czyżbym zerknął właśnie na swoje listy czy może właśnie sporządzam kolejne? Nie, chyba mam ich już serdecznie dość. Przynajmniej na jakiś czas. Nieuchronnnie, we’ll meet again, don’t know when, don’t know where. Prawdopodobnie – za dziesięć lat, gdy (bogatsi o tegoroczne doświadczenia) przygotowywać będziemy ankietę na 130-lecie kina. A może wcześniej, przy innej okazji?
Konrad Klejsa
Łódź, grudzień 2015
Powróć do początku raportu:
Powróć do strony głównej projektu: